To miejsce miało być lekkie. Wolne od nocnych,
niewypowiedzianych słów. Czyste, ładne. Prywatna przechowalnia moich nikomu
niepotrzebnych zdjęć. Czasem pustych, czasem bezcelowych. Moich sekund
przyjemności. Promieni rozświetlających brudną, poplamioną lepkim stresem szarość.
Początek nowego życia bez demonów z przeszłości. Dorosła ja, tak inna od
nastolatki piszącej za dużo, za często, za smutno. Miało być tak pięknie. Cholera.
Uwielbiam mieć gęsią skórkę. Przenosi mnie w czasie.
Siedzę na podłodze, hipnotyzuje mnie szum wody. Słodki
zapach perfum.
Dużo pary, stara wanna.
Jestem głodna i śpiąca. Zniknęłam dla świata, zaraz
zniknę też dla siebie.
Trochę jak szamański rytuał, trochę małe dziecko.
Zimno. Gorąco.
Myśli się topią, dudni ciśnienie w skroniach. Świat pulsuje w oczach.
Nieskończony dystans. Nie chcę wracać.